31 sierpnia 2010

Wszystko co dobre szybko się kończy


No i w ten oto leniuchujący, deszczowy sposób zakończyłam ostatni dzień wakacji. Minął tak samo, jak inne wakacyjne dni, bez żadnych imprez lub tym podobnych rzeczy. W sumie to nadal nie uświadomiłam sobie, że jutro już muszę stanąć za progiem tej durnej szkoły (na szczęście tylko na ok. pół godziny). Ale jestem pozytywnej myśli. Nowy rok, nowa szansa na poprawienie, nie tylko ocen. Mam nadzieję, że te 10 miesięcy miną lepiej niż tamte.
Jeny no, nie wierzę, że to już koniec. Przecież dopiero był 3 lipca i nocowałam u dziewczyn, dopiero był 17 lipca i czekałam z niecierpliwością na wyjazd nad morze, dopiero był 6 sierpnia i wyjeżdżałam do babci. Kurde no, zawsze wszystko, co dobre szybko się kończy. Teraz od nowa zacznie się wstawanie o 7, harówka przez 7 godzin w szkole, potem w domu. Nie wiem, czy mam na to siłę. Gdyby tak jeszcze wakacje mogły trwać jeden miesiąc, to byłoby wspaniale. Niestety nie ma takiej możliwości. No cóż, nie zostaje mi nic innego jak tylko przeżyć ten straszny czas, a w przerwach myśleć, co będę robić w następne wakacje (ostatnia reklama Tesco mi się podoba: w roku szkolnym dzieci myślą o wakacjach, a w wakacje nie myślą o szkole xxD). Damy radę. Musimy.

Pogoda niestety nas nie rozpieszcza, ale mnie w sumie tak bardzo nie przeszkadza. Szkoda mi tylko mojej parasolki, którą dziś popsuł wiatr, no ale to nic. Lubię wpatrywać się w smugę światła lampy z Da grasso, w której widać walące w drogę krople. I w okno przystrojone zastygłymi kroplami. Ogólnie lubię deszcz. Ale to już mówiłam. I mówiłam też, że kocham Kraków, który wczoraj odwiedziłam. No po prostu kocham to miasto i jeśli nie będę tam kiedyś mieszkać to się zabiję. Muszę tam mieszkać i studiować. MUSZĘ.


No i w końcu mnie też dopadła  „Loreinomania”. Słucham ich już któryś raz dziś, słowa znam już na pamięć i czekam na więcej piosenek. Mam nadzieję, że będą tak samo ciekawe jak poprzednie :)

22 sierpnia 2010

Wszystko, co kocham


Kocham fotografię. Kocham noc. Kocham deszcz. Kocham pisać książki. Kocham morze. Kocham czuć mokry, nadmorski piasek pod nogami. Kocham Sopot. Kocham góry. Kocham Zakopane. Kocham rodzinę i przyjaciół. Kocham rowerowe przejażdżki. Kocham wiatr we włosach. Kocham kisiel. Kocham Muse, Coldplay,Myslovitz i mnóstwo innych zespołów. Kocham muzykę. Kocham angielski. Kocham mój domek w S. Kocham długie godziny spędzone na hamaku. Kocham Kraków. Kocham czytać swoje dawne książki i śmiać się z nich do rozpuku. Kocham "Seks w wielkim mieście". Kocham ciepłe, morskie powietrze. Kocham żarcie z Mc'donalda. Kocham podróżować samochodem. Kocham moją byłą klasę. Kocham wszystkie zielone szkoły, na których byłam. Kocham lato. Kocham wakacje. Kocham wartościowych ludzi. Kocham ludzi z poczuciem humoru. Kocham "Bad day". Kocham ciszę. Kocham śmiech Caroline. Kocham wszystkie chwile spędzone z przyjaciółmi. Kocham tańczyć. Kocham wspomnienia. Kocham ser żółty, który mogę wcinać tonami.  Kocham mnóstwo innych rzeczy, które teraz nie przychodzą mi do głowy. Kocham, kocham, kocham...

A ostatnio nucę Myslovitz :) 



20 sierpnia 2010

Z dedykacją dla Niej


Patrzę na kalendarz. Widnieje na nim dzień 20 sierpnia, który jest otoczony zieloną obwódką. Nie, nie jadę na Coke (chociaż tak okropnie bym chciała, bo to może jedyna okazja na zobaczenie Muse). To urodziny jednej z najważniejszych osób w moim życiu. Dzisiejsza notkę chciałabym poświęcić właśnie Jej. 
Znamy się praktycznie od kołyski. Gdyby nie nasi rodzice (a konkretniej ojcowie), zapewne nigdy byśmy się nie spotkały. Zawsze lubiłam do was przyjeżdżać, ale wtedy nie tak bardzo, jak teraz no i nie tak często do siebie jeździłyśmy. Ale jak już wynikło spotkanie, to zawsze było ono świetne. Te nasze różne zabawy, ciotki z Ameryki, wróżby w Andrzejki, występy taneczne i wokalne, urządzanie garderoby w jakiejś szopce (?) i mnóstwo innych. Od jakiś 4 lat spotykamy się często. I przede wszystkim jeździmy razem w góry, lasy i morza. Mnóstwo wspaniałych wspomnień z tych wyjazdów na zawsze pozostanie w mojej pamięci. 
Jesteśmy praktycznie jak siostry. Mimo że dzieli nas jakieś 8 km to i tak prawie codziennie ze sobą rozmawiamy. Mogę Ci powiedzieć wszystko, powierzyć największe sekrety, wyżalić się, pośmiać do łez, wymienić poglądy, dyskutować na poważne tematy. Zawsze jesteś po mojej stronie i wiedz, że ja po Twojej również. Nie raz pomogłaś mi wybrnąć z jakiejś trudnej lub mniej trudnej sytuacji, dawałaś mnóstwo rad. Łączy nas pasja, ulubiona muzyka, niektóre marzenia. Jak sama przyznałaś, beze mnie nie masz fajnych zdjęć, a ja bez Ciebie również. Bardzo Cię podziwiam za to twarde na zewnątrz, a miękkie w środku serce, za Twoją pewność siebie, za mądrość i moje ukochane wykłady, za umiejętność wybrnięcia z każdej sytuacji, za twarde stąpanie po ziemi i za to, że wiesz, czego chcesz. Czasami czuję się przy Tobie jak dzieciak. Naprawdę. Chyba jest to kwestia tego, że jesteś ode mnie dużo dojrzalsza i trochę więcej w życiu przeszłaś. Chciałabym być taka, jak Ty. Wiedz, że naprawdę bardzo Cię podziwiam.
Pamiętaj, że zawsze jestem z Tobą i po Twojej stronie i zawsze możesz mi wszystko powiedzieć i zaufać. Mam nadzieję, że będziemy się znać do starości i nasze dzieci też i wnuki itd. Wiem, że kiedyś przyjdzie ten dzień, że najważniejszą osobą w Twoim życiu stanie się jakiś osobnik płci przeciwnej, potem dzieci i w ogóle będzie to całe dorosłe życie i będziemy miały mniej czasu, żeby porozmawiać i się spotykać, ale i tak zawsze będziesz moją ukochaną przyjaciółko-siostrą. Z całego serca życzę Ci wszystkiego najlepszego w dorosłym życiu, bo na to zasługujesz. I jeśli trafisz na jakiegoś dupka, który Cię zrani, to obiecuję, że nogi z dupy mu powyrywam. No i oczywiście pamiętam też, że dostałam zlecenie na sfotografowanie Twojego ślubu ;D 
Mogłabym tu jeszcze napisać mnóstwo rzeczy, ale po co? Najważniejsze chyba już powiedziałam. I to, co tu napisałam nigdy nie straci ważności, przynajmniej dla mnie. Bardzo Cię kocham moja Siostrzyczko i ogromnie cieszę, że Cię mam... :*

"Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas, gdy nasze skrzydła zapomniały jak latać."


12 sierpnia 2010

Moja druga największa pasja


Wczoraj wróciłam od babci, ale żałuję, że nie zostałam tam dłużej. W przyszłym roku jadę przynajmniej na 2 tygodnie. Miałam tam tak błogi spokój, nie musiałam nic robić. A teraz znowu tylko jedno i to samo, ciągle tylko darcie i darcie. Ech...
Dostałam tak ogromnego przypływu weny twórczej, że aż się sobie dziwię. Obmyśliłam już mniej więcej temat i przebieg mojej nowej książki i lada moment zabieram się do pisania. Będzie ciekawie ;) Ściągnęłam jakieś programy do pisania, ale jakoś nie mogę się w nich połapać. Ale muszę, bo nie chcę już pisać ręcznie xD Oczywiście mojej starej, dobrej opowieści nie opuszczę i będę ją dalej pisać, bo już się od niej uzależniłam, a poza tym ma być przynajmniej 5 tomów, a ja jestem w 4 ;) 
Czy mówiłam już, że kocham pisać przeróżne książki, opowiadania, wypracowania itp.? Chyba coś wspominałam w opisie swojej osoby. No to mówię jeszcze raz, że to uwielbiam. Wszystko zaczęło się w 2 bądź 3 klasie podstawówki. Wymyśliłam sobie jakąś historyjkę, przelałam to na papier i tak powstało moje pierwsze opowiadanie. Tytuł: Zakochana zakonnica. Nie mogę się przestać z tego śmiać. Co za dziecinne głupoty tam wypisywałam.Ha ha. Łącznie przez 3 lata powstały 33 opowiadania o różnych tematach i okropnie śmiesznej treści. Pamiętam, że wtedy wszystkie dziewczyny z mojej klasy zapisywały się w kolejce do przeczytania mojej "twórczości" i wszystkie po przeczytaniu również zaczynały pisać. O matko, to były czasy, hahaha. Dużo osób czytało moje wypociny, ale rodzicom nigdy nie pozwoliłam przeczytać. Mama i tak oczywiście bez mojego pozwolenia sięgnęła po któreś z moich opowiadań i przeczytała. Akurat było to coś niecenzuralnego, haha. Ile się wtedy nasłuchałam, o czym to ja piszę, haha. No i po opowiadaniach przyszedł czas na pierwszą mini książkę. Przy niej to dopiero było śmiechu. Wiedzieli o niej wszyscy w klasie, nawet czytałam ją chłopakom. Bo w sumie była ona o całej mojej klasie 15 lat później. O spotkaniu po latach itd. Doczekała się nawet drugiego tomu, ale stanęłam na 90-tej stronie i już nic w niej nie napisałam, bo zaczęłam pisać kolejną, którą piszę do dziś. Tak jak mówiłam, to już czwarty tom i zdaje mi się, że każda część jest coraz bardziej dojrzalsza i lepsza. Trwam przy niej już ponad 2 lata. Pierwsze części przeczytało kilkanaście osób, ale wraz z każdym tomem czytalność spadała, aż w końcu teraz mam jedną stałą czytelniczkę i drugą niestałą xD Mimo to, dalej ją piszę, bo jak już wspomniałam to taki mój nałóg. Pisząc ją, mogę się oderwać od rzeczywistości i przenieść w mój wymarzony świat. Przynosi mi to dużo radości i nadziei na lepsze jutro. W końcu jeszcze tylko niecałe 2 lata i wygram 8 milionów w totka, hahaha. Chciałabym, żeby tak było naprawdę...
Wiem, że będę pisać jeszcze długo, długo. Nie będę się tym zajmować zawodowo, ale w przerwach po pracy zasiadałabym do komputera i pisała, pisała, pisała. I jak już wspominałam, chcę wydać książkę. Zapewne będzie o miłości, ale nie jakieś nudne romansidło. Coś z pomysłem, humorem i wyobraźnią. A tej mi nie brakuje ;) Ciekawa jestem, jaka byłaby mina moich znajomych, gdyby w księgarni na półce zobaczyli książkę mojego autorstwa. Haha, właśnie to sobie wyobraziłam. Zapewne kupiliby ją nawet z czystej ciekawości. 
Nie wiem, co przyniesie przyszłość i czy naprawdę wydam jakąś książkę, ale mam taką nadzieję (taa, ja tylko mam nadzieję. Tak samo mam nadzieję, że znajdę bogatego męża, będę mieszkała we wspaniałym domku w Krakowie, miała studio fotograficzne i domki w Sopocie i Zakopanem itd. Taa...). No ale zobaczymy co czas przyniesie... :)


2 sierpnia 2010

Facet i depilacja


Przypomniała mi się dziś pewna rozmowa moich rodziców. Zaczęła ją oczywiście mama, która znana jest ze swych dziwnych pomysłów i dziwnego gadania, z którego czasem nie mogę przestać się śmiać. Otóż "kazała" mojemu tacie iść do kosmetyczki/jakiegoś salonu piękności na depilację i inne różne zabiegi upiększające, a do tego dodała jeszcze, że ostatnio czytała w jakiejś gazecie, że mężczyźni powinni w toalecie siadać na desce. Buchnęłam wtedy śmiechem. Ogromnym śmiechem. Wiem, że mówiła to na żarty, bo jej poczucie humoru jest dość specyficzne (tak jak moje; doszłam do wniosku, że przejęłam to po niej, a ona po swoim ojcu xD), ale trochę się nad tym zastanawiałam.
Facet i depilacja? No bez przesady. Gdyby mój facet się kiedyś ogolił (nie chodzi tu oczywiście o zarost na twarzy) to chyba bym mu coś zrobiła xD. Przecież to się w głowie nie mieści. Wyobrażacie to sobie? Kosmetyczka goląca facetowi nogi woskiem, pachy, klatę, nie powiem jeszcze co. To by musiało naprawdę świetnie wyglądać. Ostatnio w jakiejś gazecie natrafiłam też na artykuł "modny mężczyzna" czy coś w tym stylu. Były porady, co do ubioru, higieny, włosów (na głowie xD) i wzmianki o depilacji też nie mogło zabraknąć. Jak się okazuje, polscy mężczyźni są bardzo zacofani, bo np. w Niemczech depilacja mężczyzn jest tak popularna, jak kobiet. No pozdro. Facet, to facet, a nie jakaś lalusia, która musi być modna, super uczesana, wydepilowana itd. No ok, lubię, jak koleś się fajnie ubiera, ma swój styl, no ale bez przesady. Teraz okazuje się, że mężczyzna musi znać wszystkie najnowsze nowinki modowe, ubierać się w najlepszych sklepach itd. No ludzie, BEZ PRZESADY. A, zapomniałam jeszcze o botoksie i tych innych operacjach plastycznych. 
Ok, fajnie, jak mężczyzna jest zadbany, fajnie ubrany, ale co za dużo to niezdrowo. Przecież to kobiety są, jak to się mówi, do spodobania, a nie faceci. To kobiety mają przy nich błyszczeć, a nie na odwrót. Mnie osobiście wystarczy, jeśli chłopak jest fajnie ubrany i ma trochę dłuższą czuprynkę :) I nie chodzi mi o to, żeby miał bluzkę z nike, buty z adidasa, a majtki i skarpetki z pumy, tylko, żeby był ubrany stylowo i miał gust. Ale to jest oczywiście tylko wygląd. Czasami zdarza się, że chłopak, który ma na sobie okropne ciuchy, jest zaniedbany itd. jest naprawdę wspaniałym człowiekiem o wspaniałym charakterze. A o ubranie itd. będzie mogła już zadbać żona/narzeczona ;)
Także nie oceniajmy nikogo po wyglądzie i nie dajmy się zwariować. W sumie to Wy, chłopaki nie dajcie się zwariować. Bo mężczyzna ma być przecież męski, odważny, ma opiekować się i chronić swoją kobietę itd., a nie być jakimś lalusiem :)

To były takie moje małe spostrzeżenia na ten temat. Dręczył mnie od jakiegoś czasu, więc cieszę się, że znalazłam czas, żeby tu o tym napisać :)


/Edit. 
Ależ ja wcale nie twierdzę, że mężczyzna ma być zaniedbany, brudny, nieuczesany itd. Chciałam po prostu napisać, że depilacja facetów i nadmierne ich dbanie o wygląd jest przesadą. Dajmy np. takiego Krzysia Ibisza (jak ja go nie lubię...), który na siłę chce być piękny i młody, robiąc sobie mnóstwo operacji plastycznych, ubierając się, jak nastolatek i nie wiem co on tam jeszcze robi. To jest żałosne. Kiedy mężczyzna jest zadbany, schludny, fajnie ubrany itd. to wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ale tak, jak powiedziałam: co za dużo, to niezdrowo :)

1 sierpnia 2010

Co to będzie, co to będzie?


Pierwszy miesiąc wakacji za nami. Co udało mi się fajnego zrobić przez lipiec? W sumie to nic. Żadnej cudownej sesji (no może oprócz tej w zbożu), żadnego cudownego wyjazdu i spotkań. Cały miesiąc tylko leniuchowałam i się nudziłam. Ten zapewne będzie taki sam. No cóż, taki urok moich wakacji. W sumie to wystarczy mi samo to, że nie muszę się uczyć i wstawać o 7. Jeszcze tylko króciutki sierpień, które zleci tak samo szybko jak lipiec. A potem tylko szara, smutna rzeczywistość w murach mojej głupiej szkoły. Ech...

Zastanawiam się ostatnio, jak będzie wyglądać moje życie za jakieś kilka lat. Może nie jak będzie wyglądać życie, tylko jaka ja będę. Obym zmieniła się na lepsze. Tylko że ja tych zmian w ogóle nie widzę. Po innych osobach tak, po sobie nie. To wszystko jest takie dziwne, pogmatwane. W ogóle całe życie jest dziwne. Ja ze swojego nie jestem zadowolona, zmieniłabym je w całości. Niestety się oczywiście nie da. Czy kiedyś będę naprawdę szczęśliwa? Bo od jakiegoś roku to uczucie jest dla mnie obce. Bardzo obce...