29 lipca 2011

Miejsca

Powroty są fajne, jeśli wracasz do miejsca, które kochasz. Ja wróciłam do domu, który kocham, do miasta, którego nienawidzę z miasta, które kocham. Gdybym mogła mieć ten sam dom tylko w tamtym mieście byłabym w siódmym niebie. I z roku na rok utwierdzam się w przekonaniu, że tak okropnie chcę wyjechać z tego zadupia do miejsca, gdzie dzieje się tyle rzeczy i gdzie nie ma czasu na nudę. Pozostaje tylko jedno pytanie: czy bardziej ciągnie mnie do morza czy do gór? I jak narazie pozostaje ono bez odpowiedzi, bo nie potrafię określić, które miejsce kocham bardziej. Kocham je obydwa tak samo mocno.

Nie było tak źle jak myślałam. To był chyba jeden z lepszych wyjazdów, choć nie było pogody. Ale co tam pogoda. Była świetna atmosfera, miejsce, ludzie. Czego chcieć więcej? Najbardziej ubolewam nad tym, że nie mam tak świetnych zdjęć jak w tamtym roku i mam zaledwie 1 zachód słońca (co podczas pobytu nad morzem jest niewyobrażalne, żeby nie mieć choć paru romantycznych zachodzików). Mimo to i tak było świetnie. Teraz mam nadzieję, że w przyszłym roku spełni się moje, jedno z większych, marzeń, które jest w moim "spisie marzeń" od bardzo dawna...

Czy starczy mi, starczy sił na cud? 

16 lipca 2011

Happy and sad

No  to wyruszamy na podbój wybrzeża :) Tak okropnie żałuję, że nie będzie ze mną tak świetnych ludzi jak w tamtym roku...

1 lipca 2011

Szkolne dyskoteki

Poszukując dziś letnich imprez w różnych miastach, przypomniały mi się szkolne dyskoteki w podstawówce. Ach, co to były za imprezy! Po otrzymaniu wiadomości o dacie i godzinie "dyski" następowało umawianie się u kogo tym razem nastąpią przygotowania. Często odbywały się u mnie w domu, bo często nikogo u mnie nie było. Każda przynosiła stroje, w ruch szły lokówki, prostownice i przeróżne kosmetyki, w tle przyjemna muzyczka. Do dziś pamiętam jak P. próbowała mnie nauczyć malować się kredką, ale niestety nie udało się jej ze względu na mój syndrom nadpobudliwej powieki.  Jedynym utrapieniem był M., który wielbił K. przez co "cierpiałyśmy" my wszystkie. Po wszystkich czynnościach upiększających, spoglądałyśmy jeszcze raz w lustro, często pstrykałyśmy sweet focie i szłyśmy do szkoły. Przy wejściu po wpłaceniu zazwczyaj 3 zł. otrzymywałyśmy na rękę wielką pieczątkę, której nigdy nie dało się domyć i wkraczałyśmy na parkiet. Jak to zwkle bywa oczywiście wszyscy podpierali ściany i nikt nie miał odwagi wyjść pierwszy na środek. Często to właśnie my byłyśmy pierwsze i potem inni szli w nasze ślady. I zaczynała się zabawa na całego. Bez picia jakichkolwiek trunków alkoholowych, bez palenia, bez chowania się w jakieś dziwaczne miejsca, żeby się napić/zapalić i żeby nauczyciele nie zobaczyli. Bez tego wszystkiego też jakoś świetnie się bawiliśmy przy piosenkach Feel'a, Bushuntera i naszej ulubionej piosence "Całuj mnie". Jedynym "przestępstwem" jakie często było popełniane był brak zmiennego obuwia. Uwielbiałam te dyskoteki i nigdy żadnej nie opuściłam. Okropnie tęsknie za tymi beztroskimi latami. Chciałabym do nich wrócić..