31 grudnia 2011

2011

No i mamy koniec kolejnego roku, zaraz zaczynamy kolejny. Kończąc rok 2010 też pisałam notkę podsumowującą, więc uczynię to i teraz, bo chyba jakoś trzeba to wszystko krótko podsumować. Rok 2011 zaczęłam w dobrze znanym gronie przy lampce szampana (już nie Picollo, więc przeszłam na poziom wyżej haha) i oczywiście z aparatem w ręce (a raczej na statywie) robiąc zdjęcia fajerwerków, których nie było zbyt dużo. I tak jak w tamtym roku styczeń rozpoczęliśmy wyjazdem w góry. Tym razem inne miejsce, swoje narty i już nie najłagodniejsze stoki, więc znów poziom wyżej w kolejnej kategorii ;) Jednak odbyło się to kosztem tego, że nie byliśmy tym razem "na Małyszu" a był to jego ostatni start na skoczni, bo wkrótce ogłosił koniec kariery nad czym wszyscy w naszym gronie ubolewaliśmy, bo te wyjazdy, można powiedzieć, były częścią naszego zimowego życia. Kolejne miesiące to oczywiście przede wszystkim szkoła, taniec i inne zajęcia rutynowe. W kwietniu ta okropna wiadomość i mała refleksja nad życiem. No a potem koniec roku jak zawsze z wyróżnieniem i wakacje. Wyjazd bez stałej ekipy, pobyt w domku w S. oraz u moich kochanych sióstr, duużo książek, umocnienie dawnej przyjaźni. No a potem rozpoczęcie roku, ostatnia klasa gimnazjum ,wiec myślałam, że trzeba będzie ostro wziąć się do roboty, bo egzamin itd. a tu okazuje się, że jest jeszcze bardziej lajtowo niż w poprzednich klasach. Ostatnie 4 miesiące to więc głównie szkoła oraz przygotowania do bierzmowania i wieczne chodzenie do kościoła. Ale wbrew pozorom nie miałam przez ten czas niechęci do szkoły tylko wręcz przeciwnie - bardzo chciało mi się do niej chodzić. Oczywiście ze względu na ludzi. Jeszcze bardziej zaciśniłam więzi z K. i P., czego bym się nie spodziewała, więc grono moich bardzo bliskich przyjaciół się powiększył, z czego ogromnie się cieszę, bo nie wiem co bym zrobiła bez tych osób. Tym bardziej, że okropnie się teraz zmieniłam, po mojej głowie chodzą rzeczy, które jeszcze parę miesięcy temu w ogóle mnie nie obchodziły. W listopadzie przeżyłam małe epizody miłosne, z których nic nie wyszło no i w sumie na początku grudnia też, ale cieszę się, że to już za mną. No a poza tym to mnóstwo przeczytanych książek, sesji i rzeczy, które teraz nie przychodzą mi do głowy. Podsumowując ten rok jak i każdy inny nie był jakiś najlepszy ani najgorszy, ale mogę zaliczyć go do udanych. Nadchodzący 2012 będzie swego rodzaju przełomem: egzaminy, koniec gimnazjum, początek liceum, nowi ludzie i wiele innych rzeczy. Ale to dopiero za parę miesięcy a tymczasem lecę na mini imprezę a na Nowy Rok życzę sobie, zgadnijcie czego? Oczywiście duuużo miłości! :)