1 lipca 2011

Szkolne dyskoteki

Poszukując dziś letnich imprez w różnych miastach, przypomniały mi się szkolne dyskoteki w podstawówce. Ach, co to były za imprezy! Po otrzymaniu wiadomości o dacie i godzinie "dyski" następowało umawianie się u kogo tym razem nastąpią przygotowania. Często odbywały się u mnie w domu, bo często nikogo u mnie nie było. Każda przynosiła stroje, w ruch szły lokówki, prostownice i przeróżne kosmetyki, w tle przyjemna muzyczka. Do dziś pamiętam jak P. próbowała mnie nauczyć malować się kredką, ale niestety nie udało się jej ze względu na mój syndrom nadpobudliwej powieki.  Jedynym utrapieniem był M., który wielbił K. przez co "cierpiałyśmy" my wszystkie. Po wszystkich czynnościach upiększających, spoglądałyśmy jeszcze raz w lustro, często pstrykałyśmy sweet focie i szłyśmy do szkoły. Przy wejściu po wpłaceniu zazwczyaj 3 zł. otrzymywałyśmy na rękę wielką pieczątkę, której nigdy nie dało się domyć i wkraczałyśmy na parkiet. Jak to zwkle bywa oczywiście wszyscy podpierali ściany i nikt nie miał odwagi wyjść pierwszy na środek. Często to właśnie my byłyśmy pierwsze i potem inni szli w nasze ślady. I zaczynała się zabawa na całego. Bez picia jakichkolwiek trunków alkoholowych, bez palenia, bez chowania się w jakieś dziwaczne miejsca, żeby się napić/zapalić i żeby nauczyciele nie zobaczyli. Bez tego wszystkiego też jakoś świetnie się bawiliśmy przy piosenkach Feel'a, Bushuntera i naszej ulubionej piosence "Całuj mnie". Jedynym "przestępstwem" jakie często było popełniane był brak zmiennego obuwia. Uwielbiałam te dyskoteki i nigdy żadnej nie opuściłam. Okropnie tęsknie za tymi beztroskimi latami. Chciałabym do nich wrócić..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz