7 kwietnia 2011

Just dance!


Była już kiedyś notka o jednej z moich pasji - pisaniu, a teraz czas na notkę o tańcu.
Zaczęło się jakieś 5 lat temu, ale w pewnym sensie towarzyszyło mi już o wiele wcześniej. Zawsze występowałam z dziewczynami na różnych "Mini Playback Show" itp. z układami tanecznymi wymyślonymi przez naszą choreografkę S., która pokazywała mi wszystkie kroki na pluszakach xD. Potem w 4 klasie zapisałam się na taniec towarzyski prowadzony w mojej szkole przez mojego nauczyciela. Nie traktowałam tego wtedy jakoś poważnie. W sumie nawet nie wiem, czemu się zapisałam. Chodziłam razem z 2 dziewczynami z klasy a potem wciągnęłyśmy w to jeszcze kilka innych. Nigdy nie miałam partnera, zresztą jak większość tańczących tam dziewczyn. Kiedyś miałam okazję go mieć i wystąpić z nim na 90-leciu szkoły, ale nie chciałam. Kompletnie nie wiem czemu. Byłam mała i głupia xD. Chociaż nie, miałam partnera. Był nim nasz trener, który zawsze, gdy pokazywał kroki robił to ze mną i potem jak już tańczyliśmy też często tańczył ze mną. Najbardziej lubiłam z nim śmigać walca ;) Potem zaczął prowadzić zajęcia ze swoją żoną. Ona często mnie chwaliła i musiałam pokazywać wszystkim jakiś krok, który  jej zdaniem świetnie tańczyłam. Ja tam nie wiedziałam, czy dobrze to robię, czy nie, po prostu sobie tańczyłam. Potem w 5 klasie jeszcze trochę tam tańczyłam, ale w końcu zrezygnowałam. I w sumie to trochę żałuję. Mimo to ciepło wspominam te zajęcia. Chciałam tam potem jeszcze wrócić, ale jakoś nie wypaliło. No i nastąpiła długa przerwa w mojej tanecznej "karierze". Zaczęło się wtedy You Can Dance i oglądałam wszystkie edycje z zapartym tchem i myślałam o tym, jak bardzo chciałabym tam kiedyś wystąpić, a wiem, że to nie będzie możliwe. Straciłam wtedy jakiekolwiek nadzieje. Do towarzyskiego nie chciałam wracać, bo zaczął mnie wtedy kręcić hip-hop i jazz, ale bardziej ten pierwszy, a niestety takich zajęć na tej wsi nie było. I wtedy w 6 klasie dowiedziałyśmy się z koleżanką, którą taniec kręcił podobnie jak mnie, że są zajęcia z hip-hopu. Poszłyśmy tam w grudniu i umówiłyśmy się z trenerem, że przyjdziemy w styczniu. No i nie przyszłyśmy. I znów okropnie żałowałam i po raz kolejny straciłam wszelakie nadzieje. Oglądałam ten You Can Dance i mogłam sobie tylko pomarzyć. Próbowałam uczyć się sama w domu z płyt, filmików itd., ale to było na nic. No i we wrześniu ubiegłego roku w naszej szkole wywieszono plakat z z informacją, że otwierają tutaj filię szkoły tańca z R. i że odbędą się zapisy na zajęcia hip-hopu. Pamiętam to jak dziś: stoimy z P. i K. przed tym plakatem, czytamy i cisza, którą przerywa głos P.: "Idziemy?". No i poszłyśmy, ale we dwie. Po pierwszych zajęciach byłam okropnie zadowolona i podniecona. Mówiłam sobie: "no to jeszcze nie wszystko stracone". I mówię sobie to do dziś. Mam nadzieję, że za jakieś parę/paręnaście lat będę świetną tancerką, będę jeździć na różne mistrzostwa itd., będę się rozwijać, jeździć na różne warsztaty no i przede wszystkim pójdę do You Can Dance ;) Mam nadzieję, że jeszcze wtedy będzie ten program, bo jak nie to się zabiję xD Wiem, że nie jestem najlepsza, że muszę się jeszcze mnóóóóstwo nauczyć, ale wytrwam i będę pracować. Mówią, że tylko 10% to talent, a reszta to ciężka praca, więc będę pracować. Bo naprawdę to kocham, kocham tańczyć. To mnie uszczęśliwia, sprawia, że jestem radosna. Czasami wieczorem, gdy siedzę już w łóżku i np. czytam, to gdy w radiu puszczą coś radosnego i wesołego to muszę wstać i sobie potańczyć. Często mam takie napady. Puszczam sobie coś i tańczę, tańczę, tańczę. I będę to robić jeszcze długo, długo i nic mi w tym nie przeszkodzi. Mam nadzieję...

A tak na marginesie to do dziś śledzę każdą edycję You Can Dance z zapartym tchem i zawsze nie mogę się doczekać na kolejny odcinek. To jeden z nielicznych programów, które wprost ubóstwiam xD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz